sobota, 2 maja 2015

Live in your time, cz. 2

Dotarła do szpitala. Wchodząc otworzyła drzwi tak szybko, aż uderzyły o ścianę wyłamując kawałek. Nie baczyła na przeszkody. Miała tylko jeden cel, który koniecznie musiała zrealizować. Ze stresu na czole wyskoczyła jej żyłka, która zaraz miała pęknąć. Krople poty spływały jej po karku. Oddychała ciężko, płuca zaczynały szwankować.
Podeszła do pielęgniarki.
- Gdzie znajdę Niklausa Tyriona!? Został rr-ranny, niedawno go przywieziono. Jaa... ja muszę się z nim natychmiast zzz-zobaczyć! - ciężko jej było wypowiedzieć słowa i oddychać jednocześnie.
Zza rogu, obok schodów ujrzała zmartwionych rodziców Niklausa. Natychmiast podbiegła do nich, nie słysząc słów pielęgniarki. Miała nadzieję, że chociaż oni coś będą wiedzieli.
- Gdzie on jest!? Co się stało!? Wszystko w porządku!? - Chciała wykrzyczeć wszystko za jednym zamachem, ale to okazało się nie być takie proste, jak z początku myślała.
- Operują go. - mówi pod nosem jego ojciec nie patrząc mi w twarz, tylko spoglądając w podłogę.
- Nie wiemy co się dzieje Davina, nie wiem co mam zrobić, co mam myśleć w tej chwili. Po prostu nie wiem - z jej mimiki twarzy oraz łez, które lecą jej strumieniami można stwierdzić, że nie jest w najlepszym stanie psychicznym. Trudno jej się dziwić. Jej jedyny syn - w szpitalu - może nie przeżyć. Przytuliła mocno panią Carę i nagle poczuła, jakby cała gorycz i smutek przesiąkło również w nią. Czuła się jeszcze gorzej. Nie wiedziała jak ma pocieszyć rodziców Klausa. Nie wiedziała co ma myśleć, a co dopiero mówić. Tak, więc stali nieruchomo płacząc sobie wzajemnie do ramienia. I czekali.
Po kilku godzinach z sali wychodzi lekarz, po którym widać, że operacja nie należała do najłatwiejszych.
- Co z nim? Wszystko dobrze? - moje emocje trochę opadły, ale nadal czułam się okropnie wiedząc, że tam w środku leży nieprzytomny Klaus, którego bardzo pragnę przytulić, lecz na razie to nie możliwe.
- Operacja się udała. Były pewne komplikacje, ale daliśmy radę. Państwa syn wyzdrowieje, tylko potrzebuje trochę czasu i oczywiście wsparcia bliskich. "Tego mu nie zabraknie" - myślę.
- Doktorze? Kiedy będziemy mogli go zobaczyć?
- Możecie wejść do środka, ale nie wchodźcie przez drugie drzwi. Potrzebuje odpoczynku. Możecie państwo zobaczyć go przez szybę, jeżeli chcecie.
- Dziękujemy - odpowiadam, ale nie wiem czy mam się cieszyć.
Szyba jest ogromna, czubkiem nosa dotykam ją próbując przez zmrużone oczy odnaleźć go wzrokiem. Na szybie pozostawiam swój oddech, który wypełnia me płuca. Mam wrażenie, że jest go za dużo. Chcę się go pozbyć.
Mijają kolejne godziny. Mam wrażenie że moja twarz odbiła się na szybie i tam została. Jakbym była już do niej przywiązana. Na stałe.
Zastanawiam się, kiedy odzyska przytomność. Zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem jak doszło do wypadku. Jak to możliwe?
- Ciociu? - mówię tak, ponieważ jesteśmy ze sobą bardzo blisko, jak rodzina. - co się wydarzyło?
- Na naszej działce jest mała chatka, wiesz która. Poprosiłam Niklausa, aby pomógł ojcu w malowaniu ścian. Potrzebował wielkiej drabiny, na którą później wszedł. Wszystko było w porządku, pod okiem mojego męża. Nagle drabina zaczęła się kołysać, poprzez mocny podmuch wiatru. Był coraz silniejszy. Teodor nie zdążył do niego podbiec, a tymczasem mój syn wił się z bólu, leżąc na ziemi. Nie było mnie przy tym na całe szczęście, bo bym zawału dostała. Okazało się, że złamał sobie żebra i ma jakiś wewnętrzny organ uszkodzony. I tak oto właśnie znaleźliśmy się tutaj. - mówiąc ostatnie słowa, podchodzi do męża, siada obok niego i kładzie mu głowę na ramieniu, oczekując odrobiny ciepła. Oboje się uśmiechają.
Miło widzieć parę kochających się osób. Przypomina mi się, jak mój tata jeszcze nie wyjeżdzał w tak dalekie i długie podróże, kiedy to wszyscy razem chodziliśmy do kina, teatru i parku. Ja zawsze uciekałam im naprzód, a oni gonili mnie patrząc sobie w czy, które mówiły "kocham cię".
Po chwili otrząsam się i wracam do rzeczywistości.
Do smutnej, okrytej prawdą rzeczywistości.
Moja mama wydzwania do mnie pytając czy wszystko w porządku. Zastanawiam się czy martwi się o mnie, czy o Niklausa. Ona martwi się o wszystkich.
Powiadomiono nas, że odzyskał przytomność.
Nagle zobaczyłam światełko, latarnię tam daleko, która wskazuje mi drogę. Jednak się nie zgubiłam. Na naszych twarzach panowała radość. Pozwoliłam rodzicom pierwszym zobaczyć syna, ja mogę poczekać na swoją kolej. Tak na prawdę nie mogę, ale czuję, iż tak wypada.
- Davinko, skarbie chodź. Myślę, że to ciebie ma ochotę zobaczyć pierwszą.
Nie kryłam zaskoczenia, ale szczęścia również nie planowałam ukrywać.
Po co miałabym?
Weszłam przez ogromne drzwi, dorównujące wielkością szybie, z którą chyba miałam swój pierwszy pocałunek. W sali leży wiele rannych. Jednego ludzie opłakują, bo właśnie zmarł, drugiego przytulaja i pocieszają, że wszystko będzie dobrze. Kłamią. Nie mogą tego wiedzieć.
Na końcu sali, po lewej stronie widzę mojego przyjaciela, opatulonego kołdrą od stóp do głów, z kroplówkę i wszystkimi drobnoustrojami. Odwraca nagle głowę w moją stronę. Kąciki ust leciutko unoszą się, choć widzę, źe sprawia mu to ból.
Jego piękne zielone oczy wpatrują się we mnie, jakby szukały czegoś, ale nie mogą znaleźć. 
On szuka mnie. Stoję jak słup i nie wiem co mam zrobić.
Po chwili jednak dodaję:
- Klasus, tak się cieszę, że nic Ci nie jest. Nie masz pojęcia, jak się o ciebie zamartwiałam! - siadam obok na taborecie i łapię go za rękę, tak delikatnie, że prawie nie czuję jej ciepła.
- Wiem Vina, wiem - odchrząkuje lekko. - Jestem szczęśliwy, że Cię widzę.
- Co Ci przyszło do głowy, aby samemu włazić na tą drabinę?
- Przestań, nic mi nie jest.
- Nic Ci nie jest!? Niklaus ja tutaj umierałam, z obawy, że mogę Cię stracić na zawsze! I to dlatego, że nie poczekałeś na ojca, aż wróci! - Nie mogłam opanować swoich emocji. Musiałam mu to powiedzieć, bo męczyłoby mnie to cały czas.
- Masz rację, przepraszam, zgoda? Nie gniewaj się na mnie. Myślę, że następnym razem pojedziesz ze mną. W razie czego mnie złapiesz - uśmiecha się o wiele szerzej, jest bliski śmiechu.
- Bardzo zabawne. Po pierwsze nie będzie drugiego razu. Za wiele się strachu przez ciebie najadłam. A po drugie teraz ja będę musiała Cię niańczyć, jak dziecko, bo przecież sam przy sobie teraz nic nie zrobisz - również odwzajemniam uśmiech. Ściska moją dłoń mocniej, jakby chciał przez to coś wyrazić. Czuję się zakłopotana. Chyba się czerwienię, więc po prostu kładę głowę na łóżku, obok, aby czuć jego obecność.
On kładzie mi drugą rękę na głowie i zaczyna przeczesywać mi moje kosmyki włosów.
- Dziękuję, że jesteś.
Nie mam odwagi nic odpowiedzieć.
Nie wiem co. Czuję motylki w brzuchu.
Chyba jestem zakochana.


Dziękuję :)

11 komentarzy:

  1. jutro jak bede miala chwile czasu przeczytam od poczatku;)

    zachęcam do wzięcia udziału w konkursie z Sheinside! do wygrania bon $50.
    www.similarose.blogspot.com/klik/
    +jeżeli masz ochotę na wspólną obserwację, zacznij i daj znać!

    OdpowiedzUsuń
  2. Opisujesz emocje głównej bohaterki, a to bardzo ważne. Dobrze, że to nie jeden z tych suchych tekstów, w którym nie ma życia. Fajnie się czytało.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. świetnie piszesz, masz prawdziwy talent :)

    Bardzo przejrzysty, estetyczny blog!

    Mogłabyś poklikać w linki do LUCLUC w ostatnim poście na moim blogu?
    Bardzo proszę, ponieważ zależy mi na utrzymaniu dalszej współpracy :)
    Mój blog

    POMOŻESZ?-Jeśli tak, to koniecznie napisz mi w komentarzu na moim blogu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Bardzo chętnie Ci pomogę, abyś nadal mogła współpracować z tą firmą :)

      Usuń
  4. Bardzo fajny tekst :)
    Pozdrawiam,
    http://fit-healthylife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Super piszesz ! Zapraszam igakl.blogspot. com

    OdpowiedzUsuń