czwartek, 14 maja 2015

Live in your time, cz. 3

Niklaus zostanie w szpitalu przez kilka tygodni.
Będę go odwiedzała kiedy tylko będę mogła. Lekarze mówią, że moje wizyty mu pomagają, co mnie bardzo cieszy. Chcę aby jak najszybciej wrócił do zdrowia. Chcę znów spędzać z nim czas tak jak dawniej. Od kiedy zdarzył się wypadek, czuję się jak jego mama, która jest nadopiekuńcza. Codziennie wysyłam mu mnóstwo wiadomości tekstowych, jak pisze do niego maile, czy dzwonię.
Mam nadzieję, że moje rozmowy z nim mu pomagają.
Ale mi chyba również.

Jestem trochę rozkojarzona, ponieważ wczoraj rozmawiałam z tatą.
Rozmowa skończyła się na tym, że nie przyjedzie prędko. Cały czas ma jakieś wymówki.
Mam wrażenie, że znalazł tam kogoś, ma nową rodzinę, a mnie i mojej mamie nie ma odwagi tego powiedzieć.
Nie! Nie mogę tak myśleć, kocha nas, dlatego wróci.
Musi wrócić...
Chyba chcę się łudzić.
Moja mama również z nim rozmawiała. Powiedział jej dokładnie to samo co mnie.
Próbowała ukryć swoją gorycz i smutek, abym nie widziała jej w takim stanie.
Ale przecież nie tylko rodzice pocieszają swoje dzieci, oni też potrzebują naszego wsparcia.
Kiedy siedziała sobie na kanapie, w dresach i powyginanej koszuli, z pełną miską popcornu, który był już chyba na całej podłodze, usiadłam obok niej. Z początku nie chciała złapać ze mną kontaktu wzrokowego, ale jakby nagle ją olśniło. Nic nie mówiąc zaczęła szlochać i przytuliła się do mnie z całych sił.
- Wypłacz się mamo, pamiętaj, że jestem tutaj również dla ciebie - po czym ścisnęła mnie mocniej, na znak, że zdaje sobie z tego sprawę.
Postanowiłam porozmawiać z nią szczerze, a następnie obejrzałyśmy "Simpson'ów". Na jej twarzy od czasu do czasu zawitał lekki uśmiech. Co z kolei wywołało u mnie ogromną radość.
Była pora kolacji. Moja mama była jak w transie oglądając telewizję, więc ja zrobiłam kolację. Nic szczególnego, tosty i jajecznica z boczkiem. Zapach usmażonego boczku drażnił mój nos.
- Kolacja! - krzyczę, aby usłyszała.
- Mhm...
- Ziemia do Odiny Retti! - krzyknęłam jeszcze głośniej.
Nagle wstała z łóżka jak oszalała i usiadła przy stole. Jedząc jajecznicę, cały czas dziękowała mi za wszytko, za moje wsparcie. Dzięki tym słowom zrobiło mi się ciepło w sercu. Ulżyło mi widząc ją szczęśliwą, nawet jeżeli w małym stopniu.
Następnego dnia po szkole udać się mogłam tylko w jedno miejsce - do szpitala, w którym leży Klaus.
Gdy tylko przekroczyłam próg drzwi poczułam ból brzucha.
Myślałam, że to może moje kobiece sprawy, ale nie. Zignorowałam to.
Podeszłam pod drzwi numer 15, zapukałam i weszłam, wiedząc, iż zaraz ujrzę go.
Niklaus kiedy tylko mnie zauważył zaczął się uśmiechać. Z pozycji leżącej na pozycję siedzącą.
- Aż tak źle wyglądam? - odpowiadam żartując.
- Nie no co ty Davina, wyglądasz ślicznie, ghmm, hh, - zaczął po tych słowach chrząkać, jakby powiedział coś złego. Poczułam ciepło w brzuchu i zaczynałam robić się czerwona. 
- Dziękuję. Miło słyszeć takie komplementy. Ty natomiast wyglądasz okropnie.
- Zawsze szczera - mówi, śmiejąc się od ucha do ucha.
- To prawda - ból brzucha powraca. Jestem szczera, ale chyba nie aż tak bardzo jak mi się wydawało. Wszystko potrafię mu powiedzieć. Nawet o moich kobiecych kompleksach.
Ale chyba nigdy nie będę potrafiła wyznać mu co do niego czuję.
- Opowiedz mi co się dzieje u Ciebie. Dosyć gadania o mnie. Ileż można.
- Wiesz jak to u mnie. Tęsknie za tatą, który zdaje się nigdy nie wrócić. Mojaa... mojj... moja mama, ach.. - nie potrafię powstrzymać swoich uczuć. Łzy zaczynają napływac do moich kącików oczu. 
- Chodź do mnie - nie sprzeciwiałam się. Położyłam się obok niego na łóżku, aby mógł mnie objąć. Zaczął mnie pocieszać. Nie chcę nawet myśleć jak strasznie muszę wyglądać. Było mi wstyd, że tak się rozbeczałam przed chłopakiem, który mi się podoba. Z drugiej strony to mój przyjaciel, a od czego są przyjaciele? Czuję się bezpiecznie w jego ramionach, głaska mnie po włosach, pociesza mnie.
Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale zasnęłam u jego boku.

...

Obudził mnie dzwonek telefonu. Patrzę właśnie na śpiącego Nika. Jego oczy, moje oczy. Jego usta, moje usta. Jesteśmy tak blisko siebie. Nasze oddechy łączą się. Czuję, że jestem we właściwym miejscu o właściwej porze. 
Po tej przyjemnej drzemce, postanowiłam go nie budzić. Wstałam delikatnie, odkryłam kocyk, którym mnie przykrył. Napisałam mu na karteczce, którą położyłam na stoliku: "Dziękuję, Nik ♥".
Zastanawia mnie, czy on też może do mnie coś czuć? Nie! Nie możliwe.
Nadzieja przecież umiera ostatnia.

Dziękuję, liczę, że się spodobało :)
Kolejna część w sobotę.

sobota, 2 maja 2015

Live in your time, cz. 2

Dotarła do szpitala. Wchodząc otworzyła drzwi tak szybko, aż uderzyły o ścianę wyłamując kawałek. Nie baczyła na przeszkody. Miała tylko jeden cel, który koniecznie musiała zrealizować. Ze stresu na czole wyskoczyła jej żyłka, która zaraz miała pęknąć. Krople poty spływały jej po karku. Oddychała ciężko, płuca zaczynały szwankować.
Podeszła do pielęgniarki.
- Gdzie znajdę Niklausa Tyriona!? Został rr-ranny, niedawno go przywieziono. Jaa... ja muszę się z nim natychmiast zzz-zobaczyć! - ciężko jej było wypowiedzieć słowa i oddychać jednocześnie.
Zza rogu, obok schodów ujrzała zmartwionych rodziców Niklausa. Natychmiast podbiegła do nich, nie słysząc słów pielęgniarki. Miała nadzieję, że chociaż oni coś będą wiedzieli.
- Gdzie on jest!? Co się stało!? Wszystko w porządku!? - Chciała wykrzyczeć wszystko za jednym zamachem, ale to okazało się nie być takie proste, jak z początku myślała.
- Operują go. - mówi pod nosem jego ojciec nie patrząc mi w twarz, tylko spoglądając w podłogę.
- Nie wiemy co się dzieje Davina, nie wiem co mam zrobić, co mam myśleć w tej chwili. Po prostu nie wiem - z jej mimiki twarzy oraz łez, które lecą jej strumieniami można stwierdzić, że nie jest w najlepszym stanie psychicznym. Trudno jej się dziwić. Jej jedyny syn - w szpitalu - może nie przeżyć. Przytuliła mocno panią Carę i nagle poczuła, jakby cała gorycz i smutek przesiąkło również w nią. Czuła się jeszcze gorzej. Nie wiedziała jak ma pocieszyć rodziców Klausa. Nie wiedziała co ma myśleć, a co dopiero mówić. Tak, więc stali nieruchomo płacząc sobie wzajemnie do ramienia. I czekali.
Po kilku godzinach z sali wychodzi lekarz, po którym widać, że operacja nie należała do najłatwiejszych.
- Co z nim? Wszystko dobrze? - moje emocje trochę opadły, ale nadal czułam się okropnie wiedząc, że tam w środku leży nieprzytomny Klaus, którego bardzo pragnę przytulić, lecz na razie to nie możliwe.
- Operacja się udała. Były pewne komplikacje, ale daliśmy radę. Państwa syn wyzdrowieje, tylko potrzebuje trochę czasu i oczywiście wsparcia bliskich. "Tego mu nie zabraknie" - myślę.
- Doktorze? Kiedy będziemy mogli go zobaczyć?
- Możecie wejść do środka, ale nie wchodźcie przez drugie drzwi. Potrzebuje odpoczynku. Możecie państwo zobaczyć go przez szybę, jeżeli chcecie.
- Dziękujemy - odpowiadam, ale nie wiem czy mam się cieszyć.
Szyba jest ogromna, czubkiem nosa dotykam ją próbując przez zmrużone oczy odnaleźć go wzrokiem. Na szybie pozostawiam swój oddech, który wypełnia me płuca. Mam wrażenie, że jest go za dużo. Chcę się go pozbyć.
Mijają kolejne godziny. Mam wrażenie że moja twarz odbiła się na szybie i tam została. Jakbym była już do niej przywiązana. Na stałe.
Zastanawiam się, kiedy odzyska przytomność. Zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem jak doszło do wypadku. Jak to możliwe?
- Ciociu? - mówię tak, ponieważ jesteśmy ze sobą bardzo blisko, jak rodzina. - co się wydarzyło?
- Na naszej działce jest mała chatka, wiesz która. Poprosiłam Niklausa, aby pomógł ojcu w malowaniu ścian. Potrzebował wielkiej drabiny, na którą później wszedł. Wszystko było w porządku, pod okiem mojego męża. Nagle drabina zaczęła się kołysać, poprzez mocny podmuch wiatru. Był coraz silniejszy. Teodor nie zdążył do niego podbiec, a tymczasem mój syn wił się z bólu, leżąc na ziemi. Nie było mnie przy tym na całe szczęście, bo bym zawału dostała. Okazało się, że złamał sobie żebra i ma jakiś wewnętrzny organ uszkodzony. I tak oto właśnie znaleźliśmy się tutaj. - mówiąc ostatnie słowa, podchodzi do męża, siada obok niego i kładzie mu głowę na ramieniu, oczekując odrobiny ciepła. Oboje się uśmiechają.
Miło widzieć parę kochających się osób. Przypomina mi się, jak mój tata jeszcze nie wyjeżdzał w tak dalekie i długie podróże, kiedy to wszyscy razem chodziliśmy do kina, teatru i parku. Ja zawsze uciekałam im naprzód, a oni gonili mnie patrząc sobie w czy, które mówiły "kocham cię".
Po chwili otrząsam się i wracam do rzeczywistości.
Do smutnej, okrytej prawdą rzeczywistości.
Moja mama wydzwania do mnie pytając czy wszystko w porządku. Zastanawiam się czy martwi się o mnie, czy o Niklausa. Ona martwi się o wszystkich.
Powiadomiono nas, że odzyskał przytomność.
Nagle zobaczyłam światełko, latarnię tam daleko, która wskazuje mi drogę. Jednak się nie zgubiłam. Na naszych twarzach panowała radość. Pozwoliłam rodzicom pierwszym zobaczyć syna, ja mogę poczekać na swoją kolej. Tak na prawdę nie mogę, ale czuję, iż tak wypada.
- Davinko, skarbie chodź. Myślę, że to ciebie ma ochotę zobaczyć pierwszą.
Nie kryłam zaskoczenia, ale szczęścia również nie planowałam ukrywać.
Po co miałabym?
Weszłam przez ogromne drzwi, dorównujące wielkością szybie, z którą chyba miałam swój pierwszy pocałunek. W sali leży wiele rannych. Jednego ludzie opłakują, bo właśnie zmarł, drugiego przytulaja i pocieszają, że wszystko będzie dobrze. Kłamią. Nie mogą tego wiedzieć.
Na końcu sali, po lewej stronie widzę mojego przyjaciela, opatulonego kołdrą od stóp do głów, z kroplówkę i wszystkimi drobnoustrojami. Odwraca nagle głowę w moją stronę. Kąciki ust leciutko unoszą się, choć widzę, źe sprawia mu to ból.
Jego piękne zielone oczy wpatrują się we mnie, jakby szukały czegoś, ale nie mogą znaleźć. 
On szuka mnie. Stoję jak słup i nie wiem co mam zrobić.
Po chwili jednak dodaję:
- Klasus, tak się cieszę, że nic Ci nie jest. Nie masz pojęcia, jak się o ciebie zamartwiałam! - siadam obok na taborecie i łapię go za rękę, tak delikatnie, że prawie nie czuję jej ciepła.
- Wiem Vina, wiem - odchrząkuje lekko. - Jestem szczęśliwy, że Cię widzę.
- Co Ci przyszło do głowy, aby samemu włazić na tą drabinę?
- Przestań, nic mi nie jest.
- Nic Ci nie jest!? Niklaus ja tutaj umierałam, z obawy, że mogę Cię stracić na zawsze! I to dlatego, że nie poczekałeś na ojca, aż wróci! - Nie mogłam opanować swoich emocji. Musiałam mu to powiedzieć, bo męczyłoby mnie to cały czas.
- Masz rację, przepraszam, zgoda? Nie gniewaj się na mnie. Myślę, że następnym razem pojedziesz ze mną. W razie czego mnie złapiesz - uśmiecha się o wiele szerzej, jest bliski śmiechu.
- Bardzo zabawne. Po pierwsze nie będzie drugiego razu. Za wiele się strachu przez ciebie najadłam. A po drugie teraz ja będę musiała Cię niańczyć, jak dziecko, bo przecież sam przy sobie teraz nic nie zrobisz - również odwzajemniam uśmiech. Ściska moją dłoń mocniej, jakby chciał przez to coś wyrazić. Czuję się zakłopotana. Chyba się czerwienię, więc po prostu kładę głowę na łóżku, obok, aby czuć jego obecność.
On kładzie mi drugą rękę na głowie i zaczyna przeczesywać mi moje kosmyki włosów.
- Dziękuję, że jesteś.
Nie mam odwagi nic odpowiedzieć.
Nie wiem co. Czuję motylki w brzuchu.
Chyba jestem zakochana.


Dziękuję :)

czwartek, 30 kwietnia 2015

Live in your time, cz.1

Odkąd pamiętam chciałam pisać opowiadania, wydać własną książkę.
Oczywiście kiedy zaczynałam, po krótkim czasie przestawałam.
Chcę abyście szczerze mi powiedzieli czy mam napisać kolejną część, czy dobrze mi to idzie.

Kiedy Davina obudziła się cała opatulona kołdrą, leciutki podmuch wiatru wleciał do jej pokoju. Poczuła zimno, dostała ciarek, które obeszły jej całe chudziutkie ciało. Zapomniała zeszłej nocy zamknąć okno. Zapomniała, ponieważ cały czas rozmyślała o swoim najlepszym przyjacielu, który ma na imię Niklaus.
Jest on zielonookim brunetem o nieziemskim uśmiechu. Jest umięśniony i wysportowany. Nic dziwnego, że Davina nie mogła się skupić na nauce. Myśląc o nim czuła ciepło, miała motylki w brzuchu. 
Znają się od dziecka. Razem grali w piłkę, razem lepili babki z piasku, razem spędzali ze sobą czas. Są nierozłączni. Ostatnio zaczęła myśleć, że czuje coś do Klausa, ale zbagatelizowała to nie chcąc niszczyć ich długotrwałej przyjaźni. Ich przyjaźń znaczy dla niej wszystko. Mogła mu powiedzieć o swoich wątpliwościach, kompleksach, czy o zwykłych głupotach. Był najlepszą rzeczą jaką ja w życiu spotkało.
Natomiast nie powiedziała mu co do niego czuje, ponieważ za bardzo się boi, że go straci. A to uczucie, kiedy by go straciła, zniszczyłoby ją od środka.
Wstała, pościeliła łóżko i stanęła przed swoją szafą nie wiedząc w co się ubrać. Chciała ubrać się jak na co dzień, czyli wygięta koszulka, zwykłe czarne spodnie, bez makijażu. 
Tym razem czuła w głębi duszy, że chce wyglądać inaczej, bardziej wyjątkowo.
Ubrała biały t-shirt z koronkami, czarną spódnicę oraz trochę biżuterii. 
Uczesała swoje piękne, długie, blond włosy, które sięgały jej do pasa.
Radość tryskała od niej z daleka, wiedziała, że niedługo zobaczy się z Klausem.
Kilka minut później zeszła na dół, aby zjeść śniadanie.
Mama Odina ucałowała ją w czółko i podała na stół tosty.
- Dziękuję - odpowiedziała Davina z ogromnym uśmiechem na twarzy. Pachniały wyśmienicie, przypomniały jej o lecie, kiedy to ze swoim tatą poszli na piknik z bochenkiem chleba, serem, szynką i tosterem.
Zrobili razem tosty i świetnie się bawili. Bardzo chciałaby wrócić do tamtych czasów.
Tata Daviny, Victor wyjechał w ważną podróż do Girlandii. Jest on naukowcem, bardzo szanowanym w nauce. Ma do wykonania badania, które może przeprowadzić jedynie tam, ponieważ jest tam najlepsze laboratorium, jak i sprzęt na świecie.
- Mamo kiedy wróci tata? Nie ma go już 4 miesiące. - czuje poczucie straty, jakby miała tylko jednego rodzica.
- Vina proszę nie martw się o tatę. Wczoraj z nim rozmawiałam, powiedział, że niedługo wróci. - powiedziała, ale sama w to nie wierzyła.
Davina nie odezwała się słowem. Jej twarz nagle zrobiła się blada, a kąciki ust były skierowane w dół. Oczy miała pełne we łzach, których nie dało się zatrzymać. Poczuła kłucie w sercu, które rozrywało jej klatkę piersiową. Pobiegła do łazienki, aby nikt nie widział jak płacze. Nie chce dokładać jej ciężaru, nie chce aby się o nią nie potrzebnie martwiła.
Kiedy wytarła łzy z policzków, ochłonęła trochę i wróciła do jadalni.
- Przepraszam - wyjąkała cicho.
Była gotowa wyjść do szkoły, kiedy zadzwonił telefon. Mama odebrała. 
- Dzień dobry.
Wymienili kilka słów, kiedy to Odina nagle zesztywniała. Jej oczy zrobiły się większe, zmarszczki zaczęły być bardziej widoczne. Teraz można by było zobaczyć, jak ta kobieta ma ciężko.
Odłożyła słuchawkę. Przez pierwsze kilka chwil nie mogła nic powiedzieć. Patrzyła tylko pustymi oczami w ścianę.
- Mamo co się stało? Coś z tatą?
Odwróciła głowę w stronę swojej córki. Patrzyła na swój skarb i nie potrafiła powiedzieć jej tego, czego właśnie się dowiedziała. Natomiast wiedziała, że musi wiedzieć.
- Dzwoniła mama Klausa. Jest w szpitalu i ciężko ranny. 
I nagle cały świat zawalił się dla Daviny. Nie mogła przetrawić słów, które jej mama właśnie jej powiedziała.
Ucisk w żołądku był tak silny, że złapała się za niego. Myślała przez chwilę, że może go stracić, a to uczucie doprowadzało ją do szaleństwa.
- W którym jest szpitalu!?
- Im. Henryka Poetyckiego.
Rzuciła plecak i wybiegła z domu.
- Tylko uważaj! - Krzyknęła mama równie przestraszona.
Biegła najszybciej jak potrafiła. Nie patrzyła czy światła są zielone, na samochody nie zwracała uwagi, a przechodniów w ogóle nie widziała. 
"Niklaus", "ranny",
Tylko te myśli chodziły jej po głowie.
Chciała go przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze,
trzymać go za rękę,
być przy nim,
aby wiedział, że ona go kocha.


Dziękuję, mam nadzieję, że się podobało :)